Wielka sztuka w małych rękach

Projekt „Wielka sztuka w małych rękach” powstał w wyniku współpracy pomiędzy Przedszkolem nr 28 a Warszawską Królikarnią. Naszym głównym założeniem było kształtowanie postawy dziecka – zarówno jako świadomego odbiorcy sztuki, jak i artysty – poprzez wyzwolenie twórczego potencjału przedszkolaka.

 

Można dyskutować: czy dzieci z natury nie są twórcze, czy trzeba cokolwiek wyzwalać? Moim zdaniem – tak.
Jako praktyk – nauczyciel wychowania przedszkolnego a także mama czteroletniej Oli, doświadczam i obserwuję, jak wygląda pięknie brzmiący „proces twórczy”.

Można dyskutować: czy dzieci z natury nie są twórcze, czy trzeba cokolwiek wyzwalać? Moim zdaniem – tak.

W publikacjach dla nauczycieli, w przedszkolnych pakietach edukacyjnych, nie brakuje różnego rodzaju szablonów, elementów plastycznych – tak zwanych „wypychanek”, przeznaczonych do szybkiego złożenia i ewentualnie – pokolorowania; wymagających technicznie rzecz biorąc – znacznej pomocy ze strony dorosłego; pięknych wizualnie „dziecięcych wytworów”, powstających na przedszkolne korytarze, które mają podziwiać rodzice. W końcu – wytworów dziecięcych – na uroczystości typu Dzień Mamy, Dzień Babci; papierowe breloczki na klucze, ramki do zdjęć, gotowe zawieszki na choinkę w formie często tandetnych aniołków. Ileż tego jest!

My dorośli, nauczyciele czujemy swoistą „misję” w prowadzeniu maluchów drogami naszych wizji, upodobań, oczekiwań. Z jednej strony – proces ten jest pozytywny – uczymy dzieci różnych technik, przedstawiamy różne możliwości, uwrażliwiamy, by ich prace były estetyczne, kompozycyjnie spójne, z wiekiem – dojrzalsze, czy, po prostu, „ładne”.

„Ładna praca” – to stwierdzenie pojawia się często na naszych ustach; dumni ze swoich dzieci rzadko kiedy zadajemy sobie pytanie: na ile ta ładna praca jest pracą dziecka?

wswmr-naglowek

Parę miesięcy temu, przechodząc korytarzem przedszkolnym, usłyszałam rozmowę pomiędzy chłopcem a jego rodzicem: „Mamo, mamo zobacz! Narysowałem dinozaura! To triceratops, on zjada rośliny, wiesz, ona miał taką przygodę…” Chłopiec – pełen pozytywnych emocji, mający potrzebę podzielenia się z opiekunem swoim „dziełem” swoją nazwijmy to uczciwie – pracą (de facto której poświęcił naprawdę wiele czasu jak na możliwości trzylatka) – szukał swojego rodzaju potwierdzenia, że to, co stworzył jest wartościowe, piękne. Mama, patrząc na jego rysunek powiedziała: „Oj, kochanie, mogłeś się bardziej skupić, niestarannie pokolorowałeś jego głowę, w ogóle jej nie widać, następnym razem przyłóż się bardziej, dobrze?” W jednej minucie, w dziecku został zgaszony cały entuzjazm, cała radość; to co było ważne, wyjątkowe, to co zawierało w sobie pewien przekaz, zostało brutalnie nazwane, ocenione, wręcz odepchnięte. Żywa historia, pełna przygód, stała się zwykłą, pogięta kartką papieru, w zasadzie nic nie znaczącą dla osoby, która najbardziej mogła potwierdzić jej wyjątkowość.

„Ładna praca” – to stwierdzenie pojawia się często na naszych ustach; dumni ze swoich dzieci rzadko kiedy zadajemy sobie pytanie: na ile ta ładna praca jest pracą dziecka?

Druga sytuacja, która wzbudziła we mnie potrzebę realizacji projektu tego typu, zdarzyła się podczas moich zajęć. Otóż tworzyliśmy z dziećmi „niezwykły, tajemniczy świat” (przedszkolaki uwielbiają takie tematy) Najpierw pracowaliśmy nad wspólną historią – bajką, potem mieliśmy ją zilustrować; każdy osobno, według własnego niepowtarzalnego pomysłu. W historii tej pojawiali się ludzie, tak więc prawie wszystkie dzieci zabrały się do rysowania postaci. Nagle zauważyłam, że jedna z dziewczynek płacze. „Co się stało?” – zapytałam. Ona odpowiedziała: „Ja nie wiem, jak mam narysować tę moją księżniczkę, nie umiem, nie mogę, będzie brzydka. Czy może mi ją Pani narysować?”. Mimo tego, że ona rysuje świetnie, nawet „po dorosłemu” patrząc – w jej pracach pojawia się całkowity schemat postaci ludzkiej – nie czuła się na siłach, by podjąć to wyzwanie. Widząc dramat dziecka, pytając o szczegóły, jak chce by ta księżniczka wyglądała na drugiej kartce starałam się jej przypomnieć w jaki sposób może się do tego zabrać. Gdy sama podjęła próbę, mimo iż poszło jej bardzo dobrze, dziewczynka wciąż była bardzo niezadowolona z efektów. Starałam się ją pozytywnie wzmacniać, jednak widziałam, jak gdzieś, po drodze, zniknął w niej cały entuzjazm, cała radość, spontaniczność, a także – twórczość. Przeszkoda, jaką przed nią postawiłam, była zbyt trudna do pokonania. Nie technicznie – po prostu mentalnie, emocjonalnie.

Tak narodził się pomysł stworzenia przestrzeni twórczej dla dziecka – miejsca, gdzie ostatnie zdanie, co do kompozycji, idei oraz jakości swojej pracy będzie miał mały artysta. Miejsca, w którym bez względu na to, czy dzieło będzie osadzone w oczekiwaniach odbiorcy, „w realności”, czy nie – będzie piękne, cudne, niepowtarzalne, wyjątkowe, po prostu – pełne. Miejsca, w którym dorosły nie będzie przewodnikiem, a jedynie towarzyszem, wręcz cieniem, tego co się wydarzy. Miejsca w którym ostatnie słowo będzie należało do dziecka.

Mając w głowie „pragnienie” jeszcze nie określone, szukając inspiracji, odpowiedniej przestrzeni i czasu, postanowiłam odwiedzić Dział Edukacji Muzeum Rzeźby im Xawerego Dunikowskiego. Tam poznałam Anię Miczko – osobę, o nieskrępowanym umyśle, niezwykle twórczą i pomysłową, która w rozmowie podzielała moje poglądy i idee. W ten sposób rozpoczęłyśmy pracę nad projektem – Ania przygotowała scenariusze warsztatów dla dzieci czteroletnich i pięcioletnich, w oparciu o zasoby Magazynu Rzeźby, Parku Rzeźb i planowane w Królikarni wystawy, a ja – skupiłam się na tworzeniu i dostosowywaniu zajęć do możliwości trzylatków.

Ku naszej radości, wbrew pewnym obawom, dzieci zaangażowały się w to przedsięwzięcie, mimo
wyraźnej „trudności” tematu.

Ku naszej radości, wbrew pewnym obawom, dzieci zaangażowały się w to przedsięwzięcie, mimo wyraźnej „trudności” temat Jak bowiem dyskutować z 3, 4, 5-latkiem o roli rzeźby we współczesnym świecie? Widząc materiał, jaki powstał podczas warsztatów, czując dziecięcą radość tworzenia, postanowiłyśmy przygotować profesjonalną wystawę prac, w siedzibie Królikarni. To wydarzenie spotkało się z dużym entuzjazmem małych i dużych gości, licznie przybyłych na wernisaż. Otwierając wystawę, byłyśmy bardzo ciekawe reakcji rodziców, na „sztukę dziecka” – czy spotka się ona z przychylnością? Czy w wykonanych przez dzieci profilach, dorośli odnajdą coś więcej niż „placek” chropowatej gliny, niemal identyczny jak 20 innych, które leżą obok? Czy w odciśniętych palcach, dłoniach, nadgarstkach zachwycą się prostotą, czy oglądając zdjęcia swoich dzieci podczas ich pracy dostrzegą radość i zaangażowanie na twarzach maluszków? Okazało się, że tak.

Znamiennym jest również miejsce, w jakim powstała wystawa. Muzeum Rzeźby. Kameralna jaskinia talentów. Przestrzeń na sztukę niczym nie skrępowaną, wolną.

Takie właśnie były prace naszych dzieci. Spotkały się ze swoimi odbiorcami w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu.

Magda Sykut